2. Nie płacz

 Wstaliśmy bardzo wcześnie. Nie spałem pół nocy, za to wsłuchiwałem się w odgłosy nocy. Brzmią bardzo podobnie do tych w Wenecji. Pod powiekami pokazał się obraz moich dziesiątych urodzin. Ja, mama i tata… Tęsknię, Na Anioła!, jak tęsknię!
 Otarłem łzę. Nie płacz, nakazuję sobie. Mam być twardy jak skała.
 Usłyszawszy krzyk Maryse wstałem. Gdy poszedłem obudzić Clary, nie było jej w pokoju. Domyśliłem się, że śpi u Aleca. Leżała w łóżku; jego nie było, najprawdopodobniej zszedł już na śniadanie.
- Clary… – dotykam lekko jej ramienia – Wstawaj. - mówię jak najdelikatniej, by jej nie wystraszyć. Mruknęła coś pod nosem. Spytałem ją już normalnym głosem ‚Co?’ , a ona – jakby go rozpoznała – rąbnęła mnie poduszką.
- Idź sobie! – krzyknęła. Zasłoniłem twarz rękoma, choć to wcale nie bolało. Ale faktem było, że ma dużo siły.
- Przestań ! – łapę ją za nadgarstek i siadam na łóżku obok niej.
 Zaczęła się szarpać, ale trzymałem ją mocno i pod takim kątem, że nie miała za dużego pola ruchu nadgarstkiem.
 Ale jej druga ręka była wolna.
 Zamachnęła się i z impetem spoliczkowała mnie tak, że aż odrzuciło mnie w bok.
- Silna jesteś. – mówię, lekko rozluźniłem uścisk, a drugą rozmasowując obolały policzek. Wykorzystała to. Wyrwała się, podniosła poduszkę z podłogi, po czym cisnęła nią we mnie i wyszła.

***

 Biorę tosta i smaruję go dżemem.
 Clary wpada naburmuszona do kuchni, i siada obok mnie.
- Witaj, kochanie. – nachylam, by cmoknąć ją w policzek, ale odsuwa się. – Co się stało?
 Odpowiedź nadchodzi szybko.
 Prawy policzek Jace’a jest cały czerwony, a złote włosy potargane. Oczy błyszczą, śmieją się, widać w nich arogancję i rozbawienie. W przeciwieństwie do Clary, on jest w wyśmienitym humorze.
- Co się stało? Czyżby nasza rudowłosa Clary wstała lewą nogą? – spytał, najwyraźniej bardzo rozbawiony.
- Uważaj, aby moja lewą nogą nie roztrzaskała ci tego twojego paskudnego nosa. – łypnęła ma niego spode łba. Jego humor momentalnie się zmienił. To znaczy, że jego dobry humor był udawany. W ogóle się nie zmienił.
- Odczep, ok? Poszedłem cię obudzić, bo inaczej zaspałabyś na poszukiwania. Powinnaś mi podziękować, a nie naparzać we mnie poduszką!- krzyknął. Podniosła się tak gwałtownie, że gdybym nie trzymał ręki na oparciu krzesła, przywróciło by się do tyłu.
- Podziękować? Nie obudziłeś bezinteresownie. Pewnie chciałeś zobaczyć mnie w piżamie! – nigdy nie widziałem jej aż tak wściekłej. Nigdy.
- Przesadziłaś! Jak możesz nawet coś takiego pomyśleć? Nie jestem taki!
- Serio? A no tak. Jesteś gorszy! Ty arogancki…debilu!
 Tym razem on też wstał. Wszyscy obserwowali to z zszokowanym wyrazem twarzy.
- Przynajmniej jestem prawdziwym Nocnym Łowcą, a nie jakimś nieudacznikiem. – powiedział to tak, jakby stwierdzał suchy fakt. To dopełniło czarę goryczy. Odeszła od stołu, odeszła go i podeszła do Jace’a. Sam chłopak wyglądał na zszokowanego swoim zachowaniem. Clary złapała go za przód koszulki i przesunęła go bardzo blisko, do siebie. Stykali się całym ciałem, prawie dotykali się nosami.
- Posłuchaj, ty mały gnoju.- mówiła tak spokojnym i zdeterminowanym tonem, że nawet jeśli składałaby teraz życzenia Bożonarodzeniowe, przeszły by ciary. – Nie jestem nieudacznikiem. Może i jesteś przystojny, i odważny, ale w głowie nic nie masz. – słowa z jej ust sączyły się jak jad z wężowych kłów. Pacnęła otwartą dłonią w bok jego głowy, tak mocno, że jego włosy zafalowały a głowa odwróciła się w nasza stronę. Spojrzał na mnie: jego oczy mówiły "Ratuj, zanim mnie udusi"
 Pierwszy raz je takie widzę. Ale chyba się pomyliłem.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś?
 Uśmiechnął się szyderczo do niej. Jednak się pomyślałem. Nie rób tego, Jace, nie rób.
- Nawet nie wiesz, jak śmiesznie wygladasz. Jak mała dziewczynka, która grozi komuś, że udusi go skakanką.
 A jednak zrobił. Uniosła rękę i przygrywał wargę. Lekko się uchylił, ale ona go nie uderzyła.  Hamowała łzy; wolno opuściła rękę. Minęła go, okrążyła stół i wyszła. Bez gniewu, bez furii. Tylko skutek.

***

Po wyjściu Clary wstałem. Spojrzałem na Jace’em. Patrzył przed siebie.
- Przesadziłeś. – powiedziałem krótko, głosem zaskakująco suchym i twardym. Wyszedłem.

***

 Zamknęłam się w pokoju Jace’a i Simona. Rozkopałam łóżko blondyna, zrobiłam taki bałagan, a do tego część ubrań schowałam. Wiem, że to dziecinne, ale w przypływie gniewu nie myślisz o tym. Myślisz o tym, by zrobić jak największą szkodę. Wychodzę szybko z tego pokoju i wbiegam do Aleca, zatrzymując je za sobą. Opierał się o nie, twarzą do nich. Zaczynam szlochać, powoli się odwracam…i dostaję zawału. Na łóżku siedzi nie kto inny a mój chłopak Alec.
- Wystraszyłeś mnie. – wytarłam łzy.
- To chyba ty mnie. Jeszcze nigdy cię takiej nie widziałem. – podszedł do mnie i przytulił. Przyłożył usta do mojego czoła. Nie będę płakać, powtarzam sobie. Nie mogę.
- Nie powinien tak się do ciebie oddzywać.
- Dobra tam…Jest w porządku.
 Spojrzał na mnie.
- Na pewno?
 Kiwnęłam głową.
- Dobra. Przebierz się i za chwilę wychodzimy.
 Kolejne kiwnięcie.

***

 Udajemy się do rezydencji Morgensternów. Nie chciałam tu przyjść, przypomnieć sobie o stracie. Clary również, ale po kłótni z Herondalem nie chciała okazywać słabości. Rozumiem ją. Sposób, w jaki ją potraktował, był karygodny. Ale ona nie daje po sobie znać, że jest słaba, że została zraniona. Wręcz przeciwnie – wydaje się silniejsza niż zwykle. Idzie z podniesiona głową, w jej ruchach widać pewność siebie. Ale również widać coś, co tylko osoby towarzyszące jej przez całe życie są w stanie zobaczyć, a mianowicie strach. Tak, strach. Ona się boi, że nie znajdzie ojca. Na jej miejscu też bym się bała.
 Na swoim miejscu się boję.
 Dochodzimy do naszego domu. Może jakieś ubrania ocalały, bo inaczej będzie nie za ciekawie. Wprawdzie Maryse zaproponowała nam pomoc finansową, ale na razie nie chce z niej korzystać. Jeszcze nie jest aż tak źle.
 Po wejściu do domu zamarłam. Wszystko było…jak po przejściu tornada.
- Dobra. – odzywam się. – Maryse i Robert pójdą do kuchni, Jace i Simon- przeszukanie salon. Clary i Alec przeszukają połowę drugiego piętra. Ja i Izabelle drugą. Szukamy czegoś, na czym mógł zostać ślad Valentine’a lub osób odpowiedzialnych za cały ten bajzel. Do dzieła.
 I stało się. Wszystko zaczęli szukać.

***

 Do pokoju Clary weszliśmy jako do ostatniego pomieszczenia. Gdzie indziej nic nie było. Wątpię, że tu coś znajdziemy.
 A jednak.
 Na biurku był portret Simona. Ogarnęło mnie dziwne uczucie.
 Już wiem.
- Tu jest inaczej niż gdy ostatnim razem. Coś… – zaczęła, ale nie zakończyła. Ponieważ zaatakował ją demon. Sięgnąłem po Itruela i robiłem go w plecy – jeśli można tak to nazwać – potwora. Zawył przeraźliwie, odwróci się i… w ostatniej chwili uchyliłem się przed jego macką. Chwilę potem z jednej strony przeciął go mój miecz, a z drugiem miecz Clary.
 I po kłopocie. Zaczął się wić i trzeponać, i wrócił do swojego wymiaru. Clary zabrała część swoich ubrań, wzięła mnie za rękę i wyszliśmy.

***

- Czemu potraktowałeś Clary jak małe dziecko? Jakby chciała mogła by się spraw na kwaśne jabłko.
 Kończymy właśnie przeszukiwania salonu.
- Licz się ze słowami, Przyziemny.
 Prycham.
- Ty nie musisz, ja nie muszę. – dziwię się swoim słowom. Nigdy bym nie powiedział tego żadnemu Nefilim. Przyznaję się bez bicia, że się ich boję. Widzę, co potrafi Clary i wiem, że ona mnie nie skrzywdzi. Ale inny mogą.
 Kiedyś bym się bał, ale nie mogłem pozwolić, by sposób, w jaki potraktował Clary, uszedł mu na sucho.
 Ale teraz to chyba jednak przesadziłem. Podszedł tak blisko i tak szybko, że nawet jeśli mógłbym się wystraszyć, nie zdążyłbym.
- Słuchaj, doświadczyłem twojej rudowłosej przyjaciółce przysługę.
 Odszedł, ale nie zamierzam skończyć tej rozmowy.
- Ona miała rację. Chciałeś ją zobaczyć w piżamie i tyle.
 Nie odpowiedział; hamował się.
Ledwo.

***

- Czy ktoś coś znalazł? – pytam. Razem z mężem nic nie znaleźliśmy. Po minach innych mogę wywnioskować, że też nie znaleźli nic, co mogłoby się przydać. Wracamy więc z pustymi rękoma.
 Przez całą drogę nikt się nie odzywał, może Clary trochę szeptała z Alekiem i Simonem.
 Po powrocie do domu Clary i Alec poszli do jego pokoju; ja, Jocelyn, Simon i Robert zostaliśmy w salonie. Jace i Isabelle gdzieś zniknęli, ale nie sądzę, by byli gdzieś razem.

***

 Muszę z nią porozmawiać.
- Clary… Wiesz, widziałem rysunek Simona na twoim biurku i… postanowiłem, że przestanę ci marnować życie.
- Nie, Alec.. Nie marnujesz mi życia. Nie kocham Simona. Może kiedyś, ale teraz...Nie. – uśmiechnęła się do mnie, ale była tak zmęczona, że opadła z tym uśmiechem na moje łóżko.
- Tak, czy inaczej, postanowiłem… – wziąłem głęboki wdech – Postanowiłem powiedzieć rodzicom, że jestem inny.
 Zerwała się szybko z łóżka, jakby ją parzyło.
- Nie, Alec! Jest dobrze, jest OK. W porządku…
- Nie jest, Clary, nie oszukuj się.
- Coś wymyślę, rozwiązanie idealne, złoty środek. – i zaczęła się zastanawiać. Co chwilę coś mruczała, coś „Nie”, albo „To nie będzie w porządku”. Wreszcie opadła na łóżko i oświadczyła:
- Będę twoją dziewczyną dopóki nie znajdziesz sobie chłopaka, OK? Jak go znajdziesz, wszystko powiedz rodzicom, oficjalnie zerwiemy, a potem będziemy się zastanawiać.
- Nad czym?
- Nad tym, jak przedstawić twoim rodzicom chłopaka, przy najmniejszej liczbie zgonów.
 Przez chwilę oboje tłumiliśmy śmiech, ale potem Clary wybuchła nim. Ja ułamek sekundy później.
- Wygrałem.
 Uśmiechnęła się.
- Tym razem dałam ci fory.

***

 Zeszliśmy na dół po półgodzinnym seansie pt.: „Śmiech i rozmyślanie o chłopcach”. W salonie na kanapie siedzieli moi rodzice i matka Clary. Jace z furii musiał się przejść, a Iz gdzieś przepadła.
 Ale szybko się znalazła.
 Wpadła do domu jak burza. Nareszcie zrozumiałem, dlaczego największe huragany nazywa się imionami kobiet.
- Zobaczcie, co dostałam! – krzyknęła przeciągle, tańcząc i wymachując jakąś kartką.
- Izabelle, o co chodzi?
- Mam zaproszenie na imprezę ! U Wysokiego Czarownika Brooklynu! Możemy iść? Prooooszę..! Prooszę! – zaczęła wyć. Maryse spojrzała błagalnie na Jocelyn.
- Możecie iść. Przyda się wam trochę rozrywki w te nudne dni.
 Iz krzyknęła z podniecenia, spojrzała na mnie w stylu „Poznasz tak wielu wspaniałych chłopaków” i pobiegła do swojego pokoju, szykować ubrania na…
- Iz, kiedy to jest?
- Dziś wieczorem, o 22!
Taak, będzie wspanialee...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz