Percabeth: "Ah, tlen...Gdzie jesteś?" 2/2

Najpierw muszę powiedzieć, że jestem kompletnie...jakby to ująć, by nie zaklnąć...zrozpaczona (pisałam to 4 razy) z czego wziął się tytuł ;-; ale przejdzie mi...tak było po wszystkich skończonych historiach z otp...fourtris, percico (czekałam, aż mój Nicuś wyzna miłość Persiakowi na koniec olimpijczyka, a tu dupa ;-;), malec (EDIT: z tego jednak się nie wyleczę) i teraz Nezushi ;-;
Miłego czytania tych wypociń!
Ashe/ Aster
p.s. dla Kingora



Ubudziłem się z krzykiem.
Co ja tu robię?
Rozejrzałem się po pokoju.
I to tyle, co do mojej świadomości.
Zemdlałem.
***
Bieeec...
Jeeeeść...

- Jeść?
Jeeeeść...
- Na bogów, ona zachowuje się jak ty!
- Wcale nie! Be-e-ee!
Tleeen...
- Ona jest bardziej pokręcona niż włosy na twojej głowie.
- Oh, zamknij si-eee-ee!

Czy ja żyję? Mogę oddychać? Umrę? A Percy?
Oddycham. Żyję. Percy...

PERCY!

- Woow, wokal to ona ma, aż uszy bolą.

Umieram...


***
Obudziłem się w domku numer trzy. Oprócz mnie nikogo nie było. Zacząłem się zastanawiać, co się stało. Wygląda na to, że nic, Jestem cały i zdrowy. Ale co ja robiłem przez tyle czasu?
Podchodzę do małego kalendarzyka i widzę, że od ostatniej daty, jaką pamiętam, minął tydzień. Co robiłem?
Usiadłem spowrotem na łóżku, bo zaczęło mi się kręcić w głowie.
Myśl, Percy...Myśl!
Stary, obudziłeś się już? Pobudka. An...Ona cię woła, Percy.
Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do Wielkiego Domu.
Leżała na kanapie, obkrążona przez Grovera, Willa i paru innych uzdrowicieli z domku Appolina. Połowa z nich miała ambrozję w szklankach.
Gdy tylko Grover mnie zobaczył, podbiegł do mnie.
- Pe-e-ee-rcy! - zabeczał - Anna-aa-
- Co z nią.
Grover milczał.
- Może z tego nie wyjść. - stwierdził Caleb, syn Apolla.Trzymał pustą szklankę. - Przykro mi, Percy.
Opadłem na podłogę obok kanapy. Wziąłem An za rękę i zacząłem łkać. Grover usiadł obok mnie, oparł czoło o moje ramię i również zapłakał.
- Za długo była pod wodą bez tlenu. Mimo, że to tylko kilka minut, to było za dużo.
- Jak...tlenu? Przecież Posejdon...
- Musiał stracić siłę. Widzisz, Percy - odezwał się Chejron - W tej walce Posejdon stracił wiele siły. Przestał kontrolować warunki Annabeth. Tlen i ciśnienie...Co prawda, ono nie było zbyt duże, ale córce Ateny pękły trzy żebra. Gdybyś...ne stworzył tej bańki...Annabeth już by nie żyła.
Do Domu wpadł Tyson. Był cały zasmarkany i zapłakany, ale mimo tego miło było przytulić brata.
- Percy...Ona wyzdrowieje?
Nic nie odpowiedziałem, tylko zmocniłem uścisk.
***
Tylko ja miałem ostateczny głos. Co powinienem zrobić? Może An po tym czasie już się nie nadaje do życia...? A może będę samolubny i będę ją męczył, czy oddychała niesamodzielnie?
Czy mam prawo wpędzić ją do grobu?

- Tak. Przestańcie podawać jej ambrozję.

Położyłem się i momentalnie zasnąłem.

Stałem na molo. An odeszła. Na zawsze.
Nagle poczułem rękę, ciepła i zwinną, na moim brzuchu.
- An!
Żyła!
Przytuliłem ją, ale ona nie chciała zostać długo.
Albo nie mogła.
- Już niedługo się spotkamy.
Rozpłynęła się.

Obudziłem się z krzykiem.
***
Wpadłem do Domu i krzyknąłem już na progu:
- Dajcie jej ambrozję.
Mimo tych wszystkich zdziwień i niedowierzań wlałem do ust An szklankę złotego płynu.
Dziewczyna odkaszlneła i wstała, omal nie doprowadzając mnie do zawału.
Odwróciła się do mnie i pocałowała mnie od razu.
Byłem szczęsliwy.
Taaa...
Byłem.


Tfu, znaczy jestem.
Jestem szczęsliwy...m tatą!



----
Tak, tak opo jest "fuj, fuj, fuj! do dupy, do dupy!'. No. Ale nie lubię tego parringu, więc pisałam to poz zmuszeniem xD Może pierwsza część ujdzie...Ale druga? Bleee. Ale tymi przerwami chciałam uchwycić nostalgię i smutek.
zabijta mnie ;--;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz