- Jace? Co ty? – pytam, stając pod nim.
- Zabiję ją..! – warknął i popatrzył na mnie z góry. – Pomożesz?!
Zapiąłem się. Wspiąłem się i chwilę potem już rozwiązywałem chłopaka.
- Dziewczyna tak cię urządziła? – pytam z uśmieszkiem. Zaśmiałem się. Gdy tylko go rozwiązałem, dostałem mocnego kuksańca w bok. – Auu..!
Jace zjechał po swojej linie, a ja za nim.
- Tjaa…Clary..- szepnął cicho, jakbym nie chciał, abym go usłyszał. Zaśmiałem się znowu.
- Co ty na trening? – pytam. Chłopak jakby się rozpromienił, ale potem, jakby mu się coś przypomniało, pokręcił głową.
- Mam…sprawę do załatwienia. – bąknął i skierował się do wyjścia. Zanim wyszedł krzyknąłem za nim:
- Tylko, żebym nie znalazł jej martwej gdzieś w łazience!
***
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy usłyszałem pomysł o martwej Clary. Ale nie oto mi chodzi. Chodzi o dzisiejszą noc. Muszę dojść do Cichego Miasta.
Wpadłem do swojego pokoju, przebrałem się i szybko wyszedłem z Instytutu. Pobiegłem w kierunki Miasta, tak szybko, że zapierało mi dech w piersi. W końcu dobiegłem.
Wszedłem za jakimś Cichym Bratem.
Czego chcesz, Jonathanie Herondale’u?
Wzdrygnąłem się, gdy ten głos znienacka rozbrzmiał w mojej głowie.
- Mam…mam sny…od dawna… – zacząłem się jąkać, ale szybko arogancja wzięła górę. – Mam sny i przyszedłem o ich wytłumaczenie. – powiedziałem, patrząc na nich pewnie.
Czemu myślisz, że ci pomożemy?
- Mam…mam sny…od dawna… – zacząłem się jąkać, ale szybko arogancja wzięła górę. – Mam sny i przyszedłem o ich wytłumaczenie. – powiedziałem, patrząc na nich pewnie.
Czemu myślisz, że ci pomożemy?
- Ja… – urwałem. – Bo od tego jesteście, nie? – pytam.
Oczywiście, jesteśmy by pomagać Nefilim. Ale wasze pokolenie zważa tylko na przywileje, a obowiązki puszczają mimo uszu. Pomożemy, ale okaż skruchę.
Oczywiście, jesteśmy by pomagać Nefilim. Ale wasze pokolenie zważa tylko na przywileje, a obowiązki puszczają mimo uszu. Pomożemy, ale okaż skruchę.
Mrugnąłem kilka razy, a potem ze skrzywioną miną uklęknąłem. Wymamrotałem ‚przepraszam’. Gdyby Cisi mogli się śmiać, na pewno teraz wybuchli by śmiechem.
Wiemy, że nic lepszego nie umiesz, więc…Opowiedz swe sny.
Wiemy, że nic lepszego nie umiesz, więc…Opowiedz swe sny.
Wziąłem głęboki oddech i wstałem.
- Najpierw pojawił się mój przyjaciel, Alec…Alexander Lightwood. Narysował mi jakąś runę, ale nie wiem, jaką. – urwałem, czekając na reakcję Braci. Jeden z nich podszedł do mnie i przyłożył mi ręce do głowy. Coś mruczał, a potem usłyszałem jego, choć to mógł być głos każdego z nich, głos.
Parabatai. Oboje chcecie nimi być.
(pauza)
Widzę również, że pragniesz miłości pewnej potężnej Nefilim. Druga się o ciebie martwi.
- Najpierw pojawił się mój przyjaciel, Alec…Alexander Lightwood. Narysował mi jakąś runę, ale nie wiem, jaką. – urwałem, czekając na reakcję Braci. Jeden z nich podszedł do mnie i przyłożył mi ręce do głowy. Coś mruczał, a potem usłyszałem jego, choć to mógł być głos każdego z nich, głos.
Parabatai. Oboje chcecie nimi być.
(pauza)
Widzę również, że pragniesz miłości pewnej potężnej Nefilim. Druga się o ciebie martwi.
(pauza)
Ten brązowowłosy ma cię na oku. Obraziłeś jego przyjaciółkę. Maxwell…Chłopak jest tobą zafascynowany, ale cię w ogóle nie zna. On chce cię lepiej poznać.
Ten brązowowłosy ma cię na oku. Obraziłeś jego przyjaciółkę. Maxwell…Chłopak jest tobą zafascynowany, ale cię w ogóle nie zna. On chce cię lepiej poznać.
(pauza)
Kolejnego chłopaka nie znasz, on ciebie też nie. Nie mogę stwierdzić, co on chce od ciebie. Następnego znasz, ale tylko z widzenia. On nie ma brązowych oczu.
Kolejnego chłopaka nie znasz, on ciebie też nie. Nie mogę stwierdzić, co on chce od ciebie. Następnego znasz, ale tylko z widzenia. On nie ma brązowych oczu.
(pauza)
Nic już nie wiesz o nim, więc ci nie powiem. Mogę czytać tylko w świadomej i podświadomej pamięci. Nie z nieistniejącej.
Odsunął się do innych Braci. To chyba wszystko, mogę iść. Wycofuję się i, nie natrafiając na sprzeciw Braci, wychodzę.
Nie powiedzieli mi o moich rodzicach, to dobrze. Maryse i Robert kazali trzymać to w tajemnicy, bo uważają, że „Cisi nic tu nie pomogą„. Cisi, Jace, zero, jeden.*
***
Ze śmiechem wychodzę z sali treningowej i pobiegłam na dwór się przewietrzyć. Zaczęłam krążyć po mieście, słuchając OneRepublic i co chwilę ziewając. Doszłam do biblioteki Brooklińskiej i weszłam do niej. Wyjęłam pierwszy lepszy tom mangi, siadam w czytelni i zaczynam czytać.
***
Pukam do pokoju Maxa. Obaj chłopcy krzyczą krzyknęli ‚prrroooszę!’. Wtedy weszłam.
- Cześć, Simon. – usiadłam obok nich – Co czytacie?
Do odpowiedzi wyrwał się mój kochany braciszek.
- Mangę! – wykrzyknął rozentuzjowany – Walki Tytanów!
Simon pokręcił lekko głową.
- Atak Tytanów, Max. – zaśmiał się i spojrzał na mnie – Czytasz z nami?
Spojrzałam na książkę, tak zwaną ‚mangę’. Dziwne, bo czytam ją tak, jak normalną książkę, a te wydarzenia wydają się nie układać w całość…
Simon zauważył moje zakłopotane spojrzenie.
- Czyta się ją od tyłu, Iz. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Max popatrzył to na mnie, to na niego.
- Izzy kocha Simona, Simon kocha Iz! – krzyknął, a potem się skrzywił – Chyba się do siebie nie przyssacie, co? – pyta.
- Max! – krzyczę i zabieram mu mangę. Postałam mu spojrzenie mówiące ‚to ma zły wpływ na ciebie!’. Simon uśmiechnął się i zabrał mi ten tomik. Złapałam poduszkę i rąbnęłam go w głowę. ‚Auuu!!’ zawył, a potem złapał kolejną poduszkę i uderzył mnie w ramię. Max też się dołączył i wkrótce rozpoczęła się bitwa na poduszki.
***
Odpiąłem się i wyszedłem z sali. Skierowałem się do swojego pokoju i położyłem na łóżku, z jedną ręką pod głową, drugą na brzuchu. Ziewnąłem i wtedy zadzwonił mój telefon. Popatrzyłem po pokoju, szukając go, aż zobaczyłem go na komodzie. Podniosłem się z trudem i odebrałem.
- Alec? – usłyszałem głos Magnusa.
- To ja. – Opadłem na łóżko – Co robisz?
Zapadła cisza, która została przerwana przez pełen powagi głos czarownika:
- Muszę cię poinformować, że Ragnor nie umie się bawić. – chwilę po tych słowach usłyszałem jakiś huk, a potem jęk Magnusa. – Auu! Ragnor! Nie wiesz, że nie rzuca się w ludzi ich własną puderniczką?
Zaśmiałem się.
- Zmówiliście się. – odparł Magnus – Wy, ludzie, którzy nie znają się na zabawie. – prychnął. – Informuję cię, że możemy w każdej chwili wrócić, co oznacza, że możemy być jutro albo…za jakiś rok? Może dwa. – na pewno wzruszył ramionami. – A, i jak prezent?
Oh, prezent. No tak.
- Eee…Jeszcze nie otworzyłem. – sięgnąłem po nie do kurtki i niezdarnie próbowałem je otworzyć jedną ręką – Już otwieram.
- Na pewno ci się spodoba. – odpowiada chłopak i rozłącza się. Patrzę przez chwilę na ekran, potem rzucam telefon na szafkę obok łóżka i otwieram paczuszkę.
- Oh… - westchnąłem niezbyt zaskoczony. – Bluzka… – czarna, zwykła…prawie zwykła podkoszulka na ramiączka. Ma napis „Mrugnij, jeśli mnie pragniesz.” – Ojej… – uniosłem wysoko brew. Wrzuciłem ją do szafy i znudzony zszedłem do salonu.
***
- Może w Idrysie nam pomogą?
Stoję przy automacie do kawy i przecieram oczy. Na blacie było rozsypane trochę cukru, więc zaczęłam w nim rysować ptaka. Biorę kawę i wracam do salonu, gdzie trwa intensywna burza mózgów.
Siadam obok Luke’a i odpowiadam na pytanie Maryse:
- Może. Może warto się tam wybrać? – pytam, wzruszając ramionami i ziewając. – Na przykład jutro? Alec jest już dorosły, może zająć się Maxem, a inni sobie poradzą, nie? – zadaję retoryczne pytanie.
W tej chwili do Instytutu wchodzi Amatis.
Amatis się przywitała i bez większych wstępów zaczęła:
- Słyszałyśmy, że macie problemy w związku z porwaniami. – opadła na krzesło – Wieść niesie, że to podobno… – nachyliła się i dalej mówiła szeptem – …Seamus. – wyprostowała się. – Brat… – szybko zakryłam dłonią jej usta, bo usłyszałam kroki, a potem zobaczyłam czarną czuprynę. – Cześć, Alec. – popatrzyłam, jak chłopak kieruje się do kuchni i zdjęłam rękę z ust Amatis. – Uważaj, bo nie wszyscy mogą o tym wiedzeć..! – zastanowiłam się chwilę, i chciałam coś powiedzieć, ale ona szybko mi przerwała.
- Julia – żona Luke’a – czeka w Idrysie.
- Dobra – Maryse się prostuje – Alec, chodź no tu – gdy chłopak przychodzi, zaczyna:
- Alexandrze, dlatego, że jesteś już dorosły, będziesz się opiekował resztą, gdy my pojedziemy do Idrysu. Jedziemy jutro więc…
- Sprawdzicie, jak się nadaję do roli niańki? – pyta. – Okey. – wzrusza ramionami i popija kawę. Maryse kiwnęła głową, a ja się uśmiechnęłam.
***
Wpadłem jak burza do Instytutu, zobaczyłem, że Alec siedzi w salonie, podszedłem i złapałem go za kołnierz. Pociągnąłem go na górę, rzucając tylko „Teraz moja kolej”.
Wpadliśmy do mojego pokoju i rzuciłem prosto z mostu:
- Chcesz być moim Parabatai?
Oszołomiony, tylko na mnie spojrzał i pokiwał głową. – Okey, ceremonia jutro. – jakoś się namówi Cichych. Wzruszam ramionami.
***wyjazd***
Nie powiedzieli mi o moich rodzicach, to dobrze. Maryse i Robert kazali trzymać to w tajemnicy, bo uważają, że „Cisi nic tu nie pomogą„. Cisi, Jace, zero, jeden.*
***
Ze śmiechem wychodzę z sali treningowej i pobiegłam na dwór się przewietrzyć. Zaczęłam krążyć po mieście, słuchając OneRepublic i co chwilę ziewając. Doszłam do biblioteki Brooklińskiej i weszłam do niej. Wyjęłam pierwszy lepszy tom mangi, siadam w czytelni i zaczynam czytać.
***
Pukam do pokoju Maxa. Obaj chłopcy krzyczą krzyknęli ‚prrroooszę!’. Wtedy weszłam.
- Cześć, Simon. – usiadłam obok nich – Co czytacie?
Do odpowiedzi wyrwał się mój kochany braciszek.
- Mangę! – wykrzyknął rozentuzjowany – Walki Tytanów!
Simon pokręcił lekko głową.
- Atak Tytanów, Max. – zaśmiał się i spojrzał na mnie – Czytasz z nami?
Spojrzałam na książkę, tak zwaną ‚mangę’. Dziwne, bo czytam ją tak, jak normalną książkę, a te wydarzenia wydają się nie układać w całość…
Simon zauważył moje zakłopotane spojrzenie.
- Czyta się ją od tyłu, Iz. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Max popatrzył to na mnie, to na niego.
- Izzy kocha Simona, Simon kocha Iz! – krzyknął, a potem się skrzywił – Chyba się do siebie nie przyssacie, co? – pyta.
- Max! – krzyczę i zabieram mu mangę. Postałam mu spojrzenie mówiące ‚to ma zły wpływ na ciebie!’. Simon uśmiechnął się i zabrał mi ten tomik. Złapałam poduszkę i rąbnęłam go w głowę. ‚Auuu!!’ zawył, a potem złapał kolejną poduszkę i uderzył mnie w ramię. Max też się dołączył i wkrótce rozpoczęła się bitwa na poduszki.
***
Odpiąłem się i wyszedłem z sali. Skierowałem się do swojego pokoju i położyłem na łóżku, z jedną ręką pod głową, drugą na brzuchu. Ziewnąłem i wtedy zadzwonił mój telefon. Popatrzyłem po pokoju, szukając go, aż zobaczyłem go na komodzie. Podniosłem się z trudem i odebrałem.
- Alec? – usłyszałem głos Magnusa.
- To ja. – Opadłem na łóżko – Co robisz?
Zapadła cisza, która została przerwana przez pełen powagi głos czarownika:
- Muszę cię poinformować, że Ragnor nie umie się bawić. – chwilę po tych słowach usłyszałem jakiś huk, a potem jęk Magnusa. – Auu! Ragnor! Nie wiesz, że nie rzuca się w ludzi ich własną puderniczką?
Zaśmiałem się.
- Zmówiliście się. – odparł Magnus – Wy, ludzie, którzy nie znają się na zabawie. – prychnął. – Informuję cię, że możemy w każdej chwili wrócić, co oznacza, że możemy być jutro albo…za jakiś rok? Może dwa. – na pewno wzruszył ramionami. – A, i jak prezent?
Oh, prezent. No tak.
- Eee…Jeszcze nie otworzyłem. – sięgnąłem po nie do kurtki i niezdarnie próbowałem je otworzyć jedną ręką – Już otwieram.
- Na pewno ci się spodoba. – odpowiada chłopak i rozłącza się. Patrzę przez chwilę na ekran, potem rzucam telefon na szafkę obok łóżka i otwieram paczuszkę.
- Oh… - westchnąłem niezbyt zaskoczony. – Bluzka… – czarna, zwykła…prawie zwykła podkoszulka na ramiączka. Ma napis „Mrugnij, jeśli mnie pragniesz.” – Ojej… – uniosłem wysoko brew. Wrzuciłem ją do szafy i znudzony zszedłem do salonu.
***
- Może w Idrysie nam pomogą?
Stoję przy automacie do kawy i przecieram oczy. Na blacie było rozsypane trochę cukru, więc zaczęłam w nim rysować ptaka. Biorę kawę i wracam do salonu, gdzie trwa intensywna burza mózgów.
Siadam obok Luke’a i odpowiadam na pytanie Maryse:
- Może. Może warto się tam wybrać? – pytam, wzruszając ramionami i ziewając. – Na przykład jutro? Alec jest już dorosły, może zająć się Maxem, a inni sobie poradzą, nie? – zadaję retoryczne pytanie.
W tej chwili do Instytutu wchodzi Amatis.
Amatis się przywitała i bez większych wstępów zaczęła:
- Słyszałyśmy, że macie problemy w związku z porwaniami. – opadła na krzesło – Wieść niesie, że to podobno… – nachyliła się i dalej mówiła szeptem – …Seamus. – wyprostowała się. – Brat… – szybko zakryłam dłonią jej usta, bo usłyszałam kroki, a potem zobaczyłam czarną czuprynę. – Cześć, Alec. – popatrzyłam, jak chłopak kieruje się do kuchni i zdjęłam rękę z ust Amatis. – Uważaj, bo nie wszyscy mogą o tym wiedzeć..! – zastanowiłam się chwilę, i chciałam coś powiedzieć, ale ona szybko mi przerwała.
- Julia – żona Luke’a – czeka w Idrysie.
- Dobra – Maryse się prostuje – Alec, chodź no tu – gdy chłopak przychodzi, zaczyna:
- Alexandrze, dlatego, że jesteś już dorosły, będziesz się opiekował resztą, gdy my pojedziemy do Idrysu. Jedziemy jutro więc…
- Sprawdzicie, jak się nadaję do roli niańki? – pyta. – Okey. – wzrusza ramionami i popija kawę. Maryse kiwnęła głową, a ja się uśmiechnęłam.
***
Wpadłem jak burza do Instytutu, zobaczyłem, że Alec siedzi w salonie, podszedłem i złapałem go za kołnierz. Pociągnąłem go na górę, rzucając tylko „Teraz moja kolej”.
Wpadliśmy do mojego pokoju i rzuciłem prosto z mostu:
- Chcesz być moim Parabatai?
Oszołomiony, tylko na mnie spojrzał i pokiwał głową. – Okey, ceremonia jutro. – jakoś się namówi Cichych. Wzruszam ramionami.
***wyjazd***
Zatrudnili jakiegoś czarownika, aby mógł ich wysłać do Idrysu. Dość szybko udało mu się otworzyć Bramę.
- Pamiętaj, Alec, ty tu teraz rządzisz – tata zmierzchwił mi włosy i skoczył jako ostatni w Bramę. W Idrysie odebrała ich już na pewno Julia, żona Luke’a. Max wziął mnie za rękę.
- Za ile wrócą? – spytał ze smutkiem, bo bardzo nie lubi rozstań.
- Niedługo. – odpowiedziałem i przytuliłem go. Jace położył mu rękę na ramioniu.
- Młody, może masz ochotę na wypad na basen? – pyta – O ile Pan i Władca się zgodzi. – uśmiecha się do mnie krzywo. Trzepnąłem go w głowę i obaj się roześmialiśmy. Kiwnąłem głową, oni poszli, a ja, Iz i Clary wróciliśmy do Instytutu.
Rozejrzałem się wokół; nigdzie nie było Simona.
- Ej, Clary, gdzie Simon?
- Powiedział, że musi wrócić do domu, bo pani Lewis zaczęła się niepokoić. – wzruszyła ramionami.
Isabelle coś szepnęła do Clary, a ona odpowiedziała jej normalnym głosem. Podała jakiś adres. Izzy uśmiechnęła się odeszła w ciemność.
***
Gdy zapukała, siedziałem na kanapie, z Rebeccą i mamą oglądając jakąś kiepską telenowelę.
Oczy zaczęły same mi się zamykać, gdy usłyszeliśmy pukanie, a gdy one zauważyły, że mnie nudzi telewizja, wysłały mnie, bym otworzył. Wstałem, wziąłem garść popcornu i przekręciłem gałkę w drzwiach. Gdy otworzyłem je na oścież, okazało się, że to Iz.
- Wiem, że normalnie to chłopak się fatyguje, ale – rzuciła prosto z mostu – Nie jestem normalna, więc to ja zapraszam ciebie. – uśmiechnęła się i zmierzyła mnie wzrokiem, potem przeniosła wzrok na moją twarz. – Randka. Wiesz, co to? – pyta, gdy widzi moją pełną zdziwienia minę.
- Oo..! Braciszek idzie na randkę. – za mną stanęła Rebecca.
- Dokładnie. – odpowiedziała młoda Lightwood z zadowoleniem i niecierpliwością. – Idziemy? – pyta. Kiwam głową.
- Ale chyba nie w tym..? – pyta z niedowierzaniem, znowu mierząc mnie wzrokiem, od wyciągniętej wyblakłej podkoszulki do dziurawych dresów. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Nie zatrzymała się nawet, żeby się przywitać, jedynie kiwnęła głową.
Po kilku bardzo długich minutach wychodzę w jeans’ach i zwykłej podkoszulce.
- Wychodzę. – rzuciłem do mamy, zakładając bluzę. I wyszliśmy.
Zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy, w kierunku kina.
- O, zobacz. – pokazała ręką na jakiś dom – To dom Magnusa.
Kiwnąłem głową.
- Czemu w ogóle mnie wyciągnęłaś na miasto o tej godzinie? – pytam. Wzruszyła ramionami.
- Bo tak.
Dopóki nie doszliśmy do kina, nie odzywaliśmy się ani słowem.
***
Gdy wróciliśmy z krótkiego spaceru, było już naprawdę bardzo ciemno. Zostawiłem Maxa pod opieką Clary i poszedłem po Aleca. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a on się odwrócił.
- Gotowy? – spytałem.
- Gotowy.
W milczeniu skierowaliśmy się do Cichego Miasta. Weszliśmy chyba za Bratem Zachariaszem, ale pewności nie mam.
To znowu ty, Herondale. Widzę, że zaciągnąłeś jednego z najbezpieczniejszych synów Idrysu.
- Pamiętaj, Alec, ty tu teraz rządzisz – tata zmierzchwił mi włosy i skoczył jako ostatni w Bramę. W Idrysie odebrała ich już na pewno Julia, żona Luke’a. Max wziął mnie za rękę.
- Za ile wrócą? – spytał ze smutkiem, bo bardzo nie lubi rozstań.
- Niedługo. – odpowiedziałem i przytuliłem go. Jace położył mu rękę na ramioniu.
- Młody, może masz ochotę na wypad na basen? – pyta – O ile Pan i Władca się zgodzi. – uśmiecha się do mnie krzywo. Trzepnąłem go w głowę i obaj się roześmialiśmy. Kiwnąłem głową, oni poszli, a ja, Iz i Clary wróciliśmy do Instytutu.
Rozejrzałem się wokół; nigdzie nie było Simona.
- Ej, Clary, gdzie Simon?
- Powiedział, że musi wrócić do domu, bo pani Lewis zaczęła się niepokoić. – wzruszyła ramionami.
Isabelle coś szepnęła do Clary, a ona odpowiedziała jej normalnym głosem. Podała jakiś adres. Izzy uśmiechnęła się odeszła w ciemność.
***
Gdy zapukała, siedziałem na kanapie, z Rebeccą i mamą oglądając jakąś kiepską telenowelę.
Oczy zaczęły same mi się zamykać, gdy usłyszeliśmy pukanie, a gdy one zauważyły, że mnie nudzi telewizja, wysłały mnie, bym otworzył. Wstałem, wziąłem garść popcornu i przekręciłem gałkę w drzwiach. Gdy otworzyłem je na oścież, okazało się, że to Iz.
- Wiem, że normalnie to chłopak się fatyguje, ale – rzuciła prosto z mostu – Nie jestem normalna, więc to ja zapraszam ciebie. – uśmiechnęła się i zmierzyła mnie wzrokiem, potem przeniosła wzrok na moją twarz. – Randka. Wiesz, co to? – pyta, gdy widzi moją pełną zdziwienia minę.
- Oo..! Braciszek idzie na randkę. – za mną stanęła Rebecca.
- Dokładnie. – odpowiedziała młoda Lightwood z zadowoleniem i niecierpliwością. – Idziemy? – pyta. Kiwam głową.
- Ale chyba nie w tym..? – pyta z niedowierzaniem, znowu mierząc mnie wzrokiem, od wyciągniętej wyblakłej podkoszulki do dziurawych dresów. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Nie zatrzymała się nawet, żeby się przywitać, jedynie kiwnęła głową.
Po kilku bardzo długich minutach wychodzę w jeans’ach i zwykłej podkoszulce.
- Wychodzę. – rzuciłem do mamy, zakładając bluzę. I wyszliśmy.
Zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy, w kierunku kina.
- O, zobacz. – pokazała ręką na jakiś dom – To dom Magnusa.
Kiwnąłem głową.
- Czemu w ogóle mnie wyciągnęłaś na miasto o tej godzinie? – pytam. Wzruszyła ramionami.
- Bo tak.
Dopóki nie doszliśmy do kina, nie odzywaliśmy się ani słowem.
***
Gdy wróciliśmy z krótkiego spaceru, było już naprawdę bardzo ciemno. Zostawiłem Maxa pod opieką Clary i poszedłem po Aleca. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a on się odwrócił.
- Gotowy? – spytałem.
- Gotowy.
W milczeniu skierowaliśmy się do Cichego Miasta. Weszliśmy chyba za Bratem Zachariaszem, ale pewności nie mam.
To znowu ty, Herondale. Widzę, że zaciągnąłeś jednego z najbezpieczniejszych synów Idrysu.
Przewróciłem oczami.
- Taak… – podniosłem wzrok tu sklepieniu, bo Alec spojrzał się na mnie jak na idiotę.
- Czy ciebie nie stać nawet na poinformowanie Cichych Braci..?! – spytał z wyrzutami.
Najwyraźniej nie.
- Taak… – podniosłem wzrok tu sklepieniu, bo Alec spojrzał się na mnie jak na idiotę.
- Czy ciebie nie stać nawet na poinformowanie Cichych Braci..?! – spytał z wyrzutami.
Najwyraźniej nie.
Pokręciłem głową.
- Możemy już zacząć?
Oczywiście.Podczas, gdy my nakładaliśmy na siebie runy Parabatai, Bracia czytali coś z Księgi. Obaj czuliśmy pieczenie, ostrzejsze niż przy zwykłych runach oraz charakterystyczny zapach palonej skóry.
Gotowe.Założyliśmy koszulki, runy lekko pulsowały i zadowoleni wyszliśmy z Cichego Miasta.
Gdy później Alec spytał mnie, czemu wypaliliśmy sobie runy między łopatkami pleców, odpowiedziałem, że jest to miejsce, gdzie, jeśli zatopi się tam ostrze, przetnie się rdzeń kręgowy i serce. Spojrzał wtedy na mnie z trwogą i nic się nie odezwał.
——————-
Przypisy:
* Zapożyczone od „Avatar: Legenda Aanga”. Sokka takie coś: Skała, Aang, jeden, zero ;3
- Możemy już zacząć?
Oczywiście.Podczas, gdy my nakładaliśmy na siebie runy Parabatai, Bracia czytali coś z Księgi. Obaj czuliśmy pieczenie, ostrzejsze niż przy zwykłych runach oraz charakterystyczny zapach palonej skóry.
Gotowe.Założyliśmy koszulki, runy lekko pulsowały i zadowoleni wyszliśmy z Cichego Miasta.
Gdy później Alec spytał mnie, czemu wypaliliśmy sobie runy między łopatkami pleców, odpowiedziałem, że jest to miejsce, gdzie, jeśli zatopi się tam ostrze, przetnie się rdzeń kręgowy i serce. Spojrzał wtedy na mnie z trwogą i nic się nie odezwał.
——————-
Przypisy:
* Zapożyczone od „Avatar: Legenda Aanga”. Sokka takie coś: Skała, Aang, jeden, zero ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz