8. Seamus, ceremonia i puderniczka

 Wchodzę do Instytutu i postanawiam trochę poćwiczyć. Gdy wszedłem, zobaczyłem (przede wszystkim usłyszałem) Jace’a, splątanego liną.
- Jace? Co ty? – pytam, stając pod nim.
- Zabiję ją..! – warknął i popatrzył na mnie z góry. – Pomożesz?!
 Zapiąłem się. Wspiąłem się i chwilę potem już rozwiązywałem chłopaka.
- Dziewczyna tak cię urządziła? – pytam z uśmieszkiem. Zaśmiałem się. Gdy tylko go rozwiązałem, dostałem mocnego kuksańca w bok. – Auu..!
 Jace zjechał po swojej linie, a ja za nim.
- Tjaa…Clary..- szepnął cicho, jakbym nie chciał, abym go usłyszał. Zaśmiałem się znowu.
- Co ty na trening? – pytam. Chłopak jakby się rozpromienił, ale potem, jakby mu się coś przypomniało, pokręcił głową.
- Mam…sprawę do załatwienia. – bąknął i skierował się do wyjścia. Zanim wyszedł krzyknąłem za nim:
- Tylko, żebym nie znalazł jej martwej gdzieś w łazience!

***

 Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy usłyszałem pomysł o martwej Clary. Ale nie oto mi chodzi. Chodzi o dzisiejszą noc. Muszę dojść do Cichego Miasta.
 Wpadłem do swojego pokoju, przebrałem się i szybko wyszedłem z Instytutu. Pobiegłem w kierunki Miasta, tak szybko, że zapierało mi dech w piersi. W końcu dobiegłem.
 Wszedłem za jakimś Cichym Bratem.
 Czego chcesz, Jonathanie Herondale’u?
 Wzdrygnąłem się, gdy ten głos znienacka rozbrzmiał w mojej głowie.
- Mam…mam sny…od dawna… – zacząłem się jąkać, ale szybko arogancja wzięła górę. – Mam sny i przyszedłem o ich wytłumaczenie. – powiedziałem, patrząc na nich pewnie.
Czemu myślisz, że ci pomożemy?
- Ja… – urwałem. – Bo od tego jesteście, nie? – pytam.
Oczywiście, jesteśmy by pomagać Nefilim. Ale wasze pokolenie zważa tylko na przywileje, a obowiązki puszczają mimo uszu. Pomożemy, ale okaż skruchę.
 Mrugnąłem kilka razy, a potem ze skrzywioną miną uklęknąłem. Wymamrotałem ‚przepraszam’. Gdyby Cisi mogli się śmiać, na pewno teraz wybuchli by śmiechem.
Wiemy, że nic lepszego nie umiesz, więc…Opowiedz swe sny.
Wziąłem głęboki oddech i wstałem.
- Najpierw pojawił się mój przyjaciel, Alec…Alexander Lightwood. Narysował mi jakąś runę, ale nie wiem, jaką. – urwałem, czekając na reakcję Braci. Jeden z nich podszedł do mnie i przyłożył mi ręce do głowy. Coś mruczał, a potem usłyszałem jego, choć to mógł być głos każdego z nich, głos.

Parabatai. Oboje chcecie nimi być.
(pauza)


Widzę również, że pragniesz miłości pewnej potężnej Nefilim. Druga się o ciebie martwi.
(pauza)

Ten brązowowłosy ma cię na oku. Obraziłeś jego przyjaciółkę. Maxwell…Chłopak jest tobą zafascynowany, ale cię w ogóle nie zna. On chce cię lepiej poznać.
(pauza)

Kolejnego chłopaka nie znasz, on ciebie też nie. Nie mogę stwierdzić, co on chce od ciebie. Następnego znasz, ale tylko z widzenia. On nie ma brązowych oczu.
(pauza)

Nic już nie wiesz o nim, więc ci nie powiem. Mogę czytać tylko w świadomej i podświadomej pamięci. Nie z nieistniejącej.
 Odsunął się do innych Braci. To chyba wszystko, mogę iść. Wycofuję się i, nie natrafiając na sprzeciw Braci, wychodzę.
 Nie powiedzieli mi o moich rodzicach, to dobrze. Maryse i Robert kazali trzymać to w tajemnicy, bo uważają, że „Cisi nic tu nie pomogą„. Cisi, Jace, zero, jeden.*

***

 Ze śmiechem wychodzę z sali treningowej i pobiegłam na dwór się przewietrzyć. Zaczęłam krążyć po mieście, słuchając OneRepublic i co chwilę ziewając. Doszłam do biblioteki Brooklińskiej i weszłam do niej. Wyjęłam pierwszy lepszy tom mangi, siadam w czytelni i zaczynam czytać.

***

 Pukam do pokoju Maxa. Obaj chłopcy krzyczą krzyknęli ‚prrroooszę!’. Wtedy weszłam.
- Cześć, Simon. – usiadłam obok nich – Co czytacie?
 Do odpowiedzi wyrwał się mój kochany braciszek.
- Mangę! – wykrzyknął rozentuzjowany – Walki Tytanów!
 Simon pokręcił lekko głową.
- Atak Tytanów, Max. – zaśmiał się i spojrzał na mnie – Czytasz z nami?
 Spojrzałam na książkę, tak zwaną ‚mangę’. Dziwne, bo czytam ją tak, jak normalną książkę, a te wydarzenia wydają się nie układać w całość…
 Simon zauważył moje zakłopotane spojrzenie.
- Czyta się ją od tyłu, Iz. – uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Max popatrzył to na mnie, to na niego.
- Izzy kocha Simona, Simon kocha Iz! – krzyknął, a potem się skrzywił – Chyba się do siebie nie przyssacie, co? – pyta.
- Max! – krzyczę i zabieram mu mangę. Postałam mu spojrzenie mówiące ‚to ma zły wpływ na ciebie!’. Simon uśmiechnął się i zabrał mi ten tomik. Złapałam poduszkę i rąbnęłam go w głowę. ‚Auuu!!’ zawył, a potem złapał kolejną poduszkę i uderzył mnie w ramię. Max też się dołączył i wkrótce rozpoczęła się bitwa na poduszki.

***

 Odpiąłem się i wyszedłem z sali. Skierowałem się do swojego pokoju i położyłem na łóżku, z jedną ręką pod głową, drugą na brzuchu. Ziewnąłem i wtedy zadzwonił mój telefon. Popatrzyłem po pokoju, szukając go, aż zobaczyłem go na komodzie. Podniosłem się z trudem i odebrałem.
- Alec? – usłyszałem głos Magnusa.
- To ja. – Opadłem na łóżko – Co robisz?
 Zapadła cisza, która została przerwana przez pełen powagi głos czarownika:
- Muszę cię poinformować, że Ragnor nie umie się bawić. – chwilę po tych słowach usłyszałem jakiś huk, a potem jęk Magnusa. – Auu! Ragnor! Nie wiesz, że nie rzuca się w ludzi ich własną puderniczką?
 Zaśmiałem się.
- Zmówiliście się. – odparł Magnus – Wy, ludzie, którzy nie znają się na zabawie. – prychnął. – Informuję cię, że możemy w każdej chwili wrócić, co oznacza, że możemy być jutro albo…za jakiś rok? Może dwa. – na pewno wzruszył ramionami. – A, i jak prezent?
 Oh, prezent. No tak.
- Eee…Jeszcze nie otworzyłem. – sięgnąłem po nie do kurtki i niezdarnie próbowałem je otworzyć jedną ręką – Już otwieram.
- Na pewno ci się spodoba. – odpowiada chłopak i rozłącza się. Patrzę przez chwilę na ekran, potem rzucam telefon na szafkę obok łóżka i otwieram paczuszkę.
- Oh… - westchnąłem niezbyt zaskoczony. – Bluzka… – czarna, zwykła…prawie zwykła podkoszulka na ramiączka. Ma napis „Mrugnij, jeśli mnie pragniesz.” – Ojej… – uniosłem wysoko brew. Wrzuciłem ją do szafy i znudzony zszedłem do salonu.

***

- Może w Idrysie nam pomogą?
 Stoję przy automacie do kawy i przecieram oczy. Na blacie było rozsypane trochę cukru, więc zaczęłam w nim rysować ptaka. Biorę kawę i wracam do salonu, gdzie trwa intensywna burza mózgów.
 Siadam obok Luke’a i odpowiadam na pytanie Maryse:
- Może. Może warto się tam wybrać? – pytam, wzruszając ramionami i ziewając. – Na przykład jutro? Alec jest już dorosły, może zająć się Maxem, a inni sobie poradzą, nie? – zadaję retoryczne pytanie.
 W tej chwili do Instytutu wchodzi Amatis.
 Amatis się przywitała i bez większych wstępów zaczęła:
- Słyszałyśmy, że macie problemy w związku z porwaniami. – opadła na krzesło – Wieść niesie, że to podobno… – nachyliła się i dalej mówiła szeptem – …Seamus. – wyprostowała się. – Brat… – szybko zakryłam dłonią jej usta, bo usłyszałam kroki, a potem zobaczyłam czarną czuprynę. – Cześć, Alec. – popatrzyłam, jak chłopak kieruje się do kuchni i zdjęłam rękę z ust Amatis. – Uważaj, bo nie wszyscy mogą o tym wiedzeć..! – zastanowiłam się chwilę, i chciałam coś powiedzieć, ale ona szybko mi przerwała.
- Julia – żona Luke’a – czeka w Idrysie.
- Dobra – Maryse się prostuje – Alec, chodź no tu – gdy chłopak przychodzi, zaczyna:
- Alexandrze, dlatego, że jesteś już dorosły, będziesz się opiekował resztą, gdy my pojedziemy do Idrysu. Jedziemy jutro więc…
- Sprawdzicie, jak się nadaję do roli niańki? – pyta. – Okey. – wzrusza ramionami i popija kawę. Maryse kiwnęła głową, a ja się uśmiechnęłam.

***

 Wpadłem jak burza do Instytutu, zobaczyłem, że Alec siedzi w salonie, podszedłem i złapałem go za kołnierz. Pociągnąłem go na górę, rzucając tylko „Teraz moja kolej”.
 Wpadliśmy do mojego pokoju i rzuciłem prosto z mostu:
- Chcesz być moim Parabatai?
 Oszołomiony, tylko na mnie spojrzał i pokiwał głową. – Okey, ceremonia jutro. – jakoś się namówi Cichych. Wzruszam ramionami.

***wyjazd***

 Zatrudnili jakiegoś czarownika, aby mógł ich wysłać do Idrysu. Dość szybko udało mu się otworzyć Bramę.
- Pamiętaj, Alec, ty tu teraz rządzisz – tata zmierzchwił mi włosy i skoczył jako ostatni w Bramę. W Idrysie odebrała ich już na pewno Julia, żona Luke’a. Max wziął mnie za rękę.
- Za ile wrócą? – spytał ze smutkiem, bo bardzo nie lubi rozstań.
- Niedługo. – odpowiedziałem i przytuliłem go. Jace położył mu rękę na ramioniu.
- Młody, może masz ochotę na wypad na basen? – pyta – O ile Pan i Władca się zgodzi. – uśmiecha się do mnie krzywo. Trzepnąłem go w głowę i obaj się roześmialiśmy. Kiwnąłem głową, oni poszli, a ja, Iz i Clary wróciliśmy do Instytutu.
 Rozejrzałem się wokół; nigdzie nie było Simona.
- Ej, Clary, gdzie Simon?
- Powiedział, że musi wrócić do domu, bo pani Lewis zaczęła się niepokoić. – wzruszyła ramionami.
 Isabelle coś szepnęła do Clary, a ona odpowiedziała jej normalnym głosem. Podała jakiś adres. Izzy uśmiechnęła się odeszła w ciemność.

***

 Gdy zapukała, siedziałem na kanapie, z Rebeccą i mamą oglądając jakąś kiepską telenowelę.
Oczy zaczęły same mi się zamykać, gdy usłyszeliśmy pukanie, a gdy one zauważyły, że mnie nudzi telewizja, wysłały mnie, bym otworzył. Wstałem, wziąłem garść popcornu i przekręciłem gałkę w drzwiach. Gdy otworzyłem je na oścież, okazało się, że to Iz.
- Wiem, że normalnie to chłopak się fatyguje, ale – rzuciła prosto z mostu – Nie jestem normalna, więc to ja zapraszam ciebie. – uśmiechnęła się i zmierzyła mnie wzrokiem, potem przeniosła wzrok na moją twarz. – Randka. Wiesz, co to? – pyta, gdy widzi moją pełną zdziwienia minę.
- Oo..! Braciszek idzie na randkę. – za mną stanęła Rebecca.
- Dokładnie. – odpowiedziała młoda Lightwood z zadowoleniem i niecierpliwością. – Idziemy? – pyta. Kiwam głową.
- Ale chyba nie w tym..? – pyta z niedowierzaniem, znowu mierząc mnie wzrokiem, od wyciągniętej wyblakłej podkoszulki do dziurawych dresów. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Nie zatrzymała się nawet, żeby się przywitać, jedynie kiwnęła głową.
 Po kilku bardzo długich minutach wychodzę w jeans’ach i zwykłej podkoszulce.
- Wychodzę. – rzuciłem do mamy, zakładając bluzę. I wyszliśmy.
 Zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy, w kierunku kina.
- O, zobacz. – pokazała ręką na jakiś dom – To dom Magnusa.
 Kiwnąłem głową.
- Czemu w ogóle mnie wyciągnęłaś na miasto o tej godzinie? – pytam. Wzruszyła ramionami.
- Bo tak.
 Dopóki nie doszliśmy do kina, nie odzywaliśmy się ani słowem.

***

 Gdy wróciliśmy z krótkiego spaceru, było już naprawdę bardzo ciemno. Zostawiłem Maxa pod opieką Clary i poszedłem po Aleca. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a on się odwrócił.
- Gotowy? – spytałem.
- Gotowy.
 W milczeniu skierowaliśmy się do Cichego Miasta. Weszliśmy chyba za Bratem Zachariaszem, ale pewności nie mam.
To znowu ty, Herondale. Widzę, że zaciągnąłeś jednego z najbezpieczniejszych synów Idrysu.
Przewróciłem oczami.
- Taak… – podniosłem wzrok tu sklepieniu, bo Alec spojrzał się na mnie jak na idiotę.
- Czy ciebie nie stać nawet na poinformowanie Cichych Braci..?! – spytał z wyrzutami.
 Najwyraźniej nie. 
 Pokręciłem głową.
- Możemy już zacząć?
 Oczywiście.Podczas, gdy my nakładaliśmy na siebie runy Parabatai, Bracia czytali coś z Księgi. Obaj czuliśmy pieczenie, ostrzejsze niż przy zwykłych runach oraz charakterystyczny zapach palonej skóry.
 Gotowe.Założyliśmy koszulki, runy lekko pulsowały i zadowoleni wyszliśmy z Cichego Miasta.
 Gdy później Alec spytał mnie, czemu wypaliliśmy sobie runy między łopatkami pleców, odpowiedziałem, że jest to miejsce, gdzie, jeśli zatopi się tam ostrze, przetnie się rdzeń kręgowy i serce. Spojrzał wtedy na mnie z trwogą i nic się nie odezwał.


——————-


Przypisy:

* Zapożyczone od „Avatar: Legenda Aanga”. Sokka takie coś: Skała, Aang, jeden, zero ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz