__________
*Tego samego dnia, nieokreślonej godziny*
Alec krążył po polu bitwy i patrzył na bardziej i mniej znane twarze, które już nigdy więcej się nie uśmiechną. Młodzi, starzy, Nefilim, Podziemni...Demony nie miały litości. Dobrze, że udało się je pokonać.
Miał tylko nadzieję, że u Clary jest wszystko dobrze.
Teraz odszedł od tego pobojowiska kilka metrów i odwrócił się. W oddali widział Nocnych Łowców, którzy przybyli kilka minut temu, zabierających rannych. Jace rozmawia z matką, stojąc nad Stephenem. Potem Celine zniknęła w Bramie wraz z dwoma Nefilim niosących jej męża na noszach. Jace jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęli, a potem odwrócił się i poszedł pomagać innym. Alec czuł jego chandrę. Łączyła się z jego własną.
W pewnym momencie Jace spojrzał na niego i zaczął iść w jego kierunku.
- Jace. - powitał go Alec - Co z twoim ojcem? - spytał delikatnie.
- Możliwe, że z tego nie wyjdzie. Takie rany nie goją się.
W jego oczach nagle pojawiły się łzy. Zszokowany Alec nie do końca wiedział, co zrobić. Wyciągnął ręce i przytulił swojego parabatai.
- Jace. - zaczął Alec, kręcąc kółka na jego plecach. Jednak sam nie wiedział, co chciał mu powiedzieć. Pozwolił chłopakowi uspokoić się w jego ramionach.
- Mam chociaż nadzieję, że Clary jest cała. - szepnął.
- Jest odważna i silna. - odszeptał Alec - Na pewno sobie poradziła, Jace. Wracajmy.
Blondyn odsunał się od parabatai i ruszył przed siebie, nie czekając na Aleca.
***
Jonathan stał na uboczu, gdy razem z siostrą i matką odnaleźli resztę. Nie mógł uwierzyć, że tyle ludzi zginęło. Większości z nich nie znał, ale i tak czuł się okropnie. Powietrze było gęste, sprawiało wrażenie, że przykleja się do skóry. Jakby dusze tych, co dzisiaj w nocy zginęli nadal tu byli.
Nie mógł również uwierzyć, jak bardzo zmieniło się jego życie. Wszystko, co teraz chciałby zrobić, to położyć się spać. Wtulić głowę w poduszkę i...odpłynąć.
Naprawdę miał na to ochotę.
Za nim Clary rozmawiała ze swoim chłopakiem Jace'em. Dopiero go poznał, a tak naprawdę dopiero zobaczył, a już mu się nie spodobał. Poczuł dziwne uczucie potrzeby ochrony Clary. Jego siostry.
Ranni i polegli zostali zabrani wcześniej, a teraz wszyscy pozostali powoli zaczęli opuszczać to miejsce. Jonathan postanowił opuścić to miejsce jako ostatni. Może i nie walczył za długo, ale to na tej pustyni się wychował.
- Jonathanie.
Chłopak odwrócił się i zobaczył rudowłosą.
- Tak?
- Co oni mieli na myśli, mówiąc o jakimś ważnym wydarzeniu?
Jo przeszły dreszcze.
- Miał na ich oczach zabić członka rady.
- Jonathanie.
Chłopak odwrócił się i zobaczył rudowłosą.
- Tak?
- Co oni mieli na myśli, mówiąc o jakimś ważnym wydarzeniu?
Jo przeszły dreszcze.
- Miał na ich oczach zabić członka rady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz